Jak co roku w okresie przedświątecznym internet i sklepy dosłownie błyszczą magią, skrzatami, choinkami i Marią - najpierw Carey, a dopiero gdzieś na szarym końcu tą Świętą. I wtem, przyjaciółka pokazuje mi w ramach wymiany ciekawymi okołoświątecznymi zjawiskami najbardziej... intrygujący kalendarz adwentowy.
Zawierał miniaturki różnych alkoholi. Widziałam już tak różne pomysły celebracji czasu oczekiwań do świąt, że niewiele mnie dziwi. Łącznie z kalendarzem adwentowym zawierającym gadżety dla dorosłych. Ale chyba nawet nad tym nie zastanowiłam się tak bardzo, jak tym razem nad alkoholem sprzedawanym oraz reklamowanym w takiej formie. W pierwszej chwili uznałam to nawet za zabawne i dość fajne. Co może być w złego w dwudziestu małych buteleczkach? Przecież to super żeby każdego dnia móc spróbować innego smaku czy rodzaju trunku. I przy okazji to oryginalny rodzaj gadżetu, bardziej niż oklepane w ostatnich latach kalendarze kosmetyczne czy nawet skarpetkowe. Ba, ten alkokalendarz może być także doskonałym, ekskluzywnym prezentem dla jakiegoś smakosza. Można go postawić na półce do ozdoby i traktować kolekcjonersko. Ależ to ktoś wymyślił!
Druga myśl pojawiła się jednak szybko. Co może być w tym złego? Hmm. No tak. Może sam fakt realizacji takiego pomysłu w kraju, który od lat ma z tym alkoholem trudną relację. W czasach, kiedy alkohol jest tak szeroko reklamowany nawet w telewizji (czego nie potrafię zrozumieć). W dniu, gdy trunki procentowe są w niebotycznych ilościach kupowane i spożywane jeszcze przed południem (a nawet przed przedpołudniem). I w momencie, kiedy politycznie najważniejsze osoby państwie rubasznie kpią z “dawania w szyję” przez młode kobiety. Kiedy alkohol jest źródłem tak wielu przykrych historii, realnych codziennych tragedii setek ludzi (w sąsiedztwie, a może i rodzinie wielu z nas).
"Średnia spożycia alkoholu w Polsce jest wyższa niż średnia europejska – według danych WHO w Polsce na jednego mieszkańca przypadało w 2016 roku średnio 10,4 litra czystego alkoholu etylowego, co sprawia, że nasz kraj znajduje się w czołówce europejskich państw pod względem spożycia alkoholu. Z ekspertyzy sporządzonej przez Instytut Psychiatrii i Neurologii wynika, że średnie spożycie alkoholu na jednego mieszkańca w Polsce wynosi 9,4 litra, natomiast w Warszawie jest wyższe od przeciętnego o 50 proc. i wynosi średnio 13,3 litra." *
I w tym konsumpcyjnym szale, nikt w całym procesie produkcji takiego pozornie nieszkodliwego kalendarza adwentowego nie wpadł na to, że może to nie jest najmądrzejszy pomysł. Może z perspektywy kogoś, w kogo życiu ten alkohol jest poważnym problemem, to wcale nie będzie nieszkodliwy żart czy fancy prezent. Może będzie to tylko utwierdzenie w uzależnieniu. Zasmakowanie w chwilowym drobnym luksusie i pragnienie więcej. Przykre wspomnienie z przemocowego i śmierdzącego alkoholem domu. Nie zawsze mamy przecież pewność, że towar będzie spełniał założenia twórców. Dla jednych może to rzeczywiście być tylko miły gest, nieszkodliwa zabawa i oby było tak dla każdego. Ale jestem pewna, że nie dla wszystkich będzie się to dobrze kojarzyć lub nie mieć negatywnych skutków.
Ktoś powie, że taki kalendarz nie jest w stanie sprawić, że stanie się coś złego. Że to błahostka i zabawa. Że to nie służy do upijania, że nie taki jest cel. No i w ogóle że może to ja świruję, bo to śmiesznie małe ilości ciekawych trunków. Przecież to "nawet nie" butelka wódy ani piwo łojone na przysłowiowej ławce pod sklepem dzień w dzień. Ale doskonale wiem, że czasem tak mały krok wystarcza, by cofnąć wiele większych. Lub inne z kolei przyspieszyć. Poza tym, co naprawdę fajnego jest w codziennym popijaniu? Nawet tak śmiesznie małej ilości jakiegokolwiek alkoholu. W sytuacji alkoholizmu znaleźć się można bardzo łatwo i szybko nie przez ilość czy rodzaj spożywanego trunku, ale właśnie przez regularność tego spożywania. Czemu mamy tego chcieć i być tego ciekawi? Czemu jakakolwiek dodawana alkoholowi otoczka czegoś fascynującego, miłego, czegoś do odkrycia, poznania zamkniętego w ładnym pudełku ma być znormalizowana? Czy to aby na pewno służy zabawie i celebracji, z jaką wiąże się odkrywanie kolejnych adwentowych niespodzianek? To już chyba wolę te kalendarze ze śmiesznymi skarpetkami, jeśli w ogóle jakiś.
I żeby to wybrzmiało - jest dla mnie jasne, że rynek potrzebuje ciekawych pomysłów, konkurencja jest spora, wszystko jest na jedno chińskie kopyto i że każdy chce ze swoim produktem jak najbardziej osiągnąć zadowolenie klientów oraz pozyskać ich jak najwięcej. Ale czy potrzebujemy na pewno sprzedawać taki towar w taki sposób? Bo chyba czym innym jest podarowanie Mamie, Cioci czy Dziadkowi ładnie opakowanej butelki wykwintnego wina, nalewki lub ulubionej whisky pod choinkę albo ważną rocznicę. A może… może to dokładnie ten sam sposób kupowania i celebracji procentów, tylko w eleganckiej oprawie?
W wielu polskich (choć oczywiście nie tylko polskich) domach ciężko o święta i inne okazje bez napojów wyskokowych. Ani tego nie neguję, ani nie popieram, ale też nie oceniam. Stwierdzam fakt - na polskich spotkaniach rodzinnych czy towarzyskich się pije. O ile rzeczywiście jest to pozytywne świętowanie i wspólna, świadoma decyzja, pokierowana rozsądkiem, umiarem i nie czyni nikomu z domowników żadnej krzywdy fizycznej czy psychicznej, a ktoś przy stole zawsze pozostaje w trzeźwości umysłu - nie pochwalam tego, ale osobiście jestem w stanie w jakimś stopniu przyjać po spełnieniu wszystkich powyższych warunków.. Z drugiej jednak strony, sądzę że mamy bardzo mocno zakorzenione przekonanie, że nie da się - nie że nie można, tylko że się NIE DA - świętować niczego bez alkoholu. Że jak zjeżdża się rodzina, rzadko widywani znajomi to trzeba się na tę okoliczność z nimi napić. Mamy też tendencję do stwarzania sobie sztucznych okazji, by po alkohol sięgnąć i nadać mu jakąś magiczną moc uświęcającą te okazje. Nadal jest też o wiele za dużo rodzin, w których czas świąteczno-noworoczny jest najgorszą i najmniej bezpieczną przestrzenią przez alkohol i skutki jego nadmiaru. I w tym wszystkim znalazło się jeszcze miejsce na tym większe skojarzenie grudniowych świąt z alkoholem w kalendarzu adwentowym. Paradoksalnie, okresie pierwotnie i religijnie kojarzonym z wyrzeczeniami, wstrzemięźliwością, trzeźwością, spokojem i nadzieją.
Pomijając już fakt, jak bardzo branża coraz to lepszych, bogatszych i droższych kalendarzy się rozrosła, korzystając z kolejnej opcji na wciśnięcie nam czegoś, czego tak naprawdę nie potrzebujemy. Gdy przypomnę sobie moje odliczanie adwentowe - z tanią świąteczną czekoladką w kartonowym okienku każdego dnia i szczere oczekiwanie na kolejną każdego dnia - myślę że pozostało już niewiele z tego pierwotnego założenia idei kalendarzy adwentowych. Teraz chodzi tylko o wyścig, kto nawrzuca do coraz większych konstrukcji z numerkami droższe i zbędne gadżety. Rozumiem jednak założenie biznesu, skoro jest popyt to będzie i podaż. Warto się jednak chyba pochylić nad tym, czy rzeczywiście wszystko jest na sprzedaż.
A jaka jest Twoja opinia o tak specyficznej formie kalendarza? A o takich kalendarzach w ogóle? Może masz z kolei zupełnie inne przemyślenia. Podziel się nimi proszę w komentarzu!
* Cytat oparty na badaniach WHO, ze strony https://stopuzaleznieniom.pl/fakty-o-alkoholu/statystyki-spozycia-alkoholu/
Dostęp 20.11.2022r.

Komentarze
Prześlij komentarz