Przejdź do głównej zawartości

I can buy myself flowers.

 


Miley Cyrus wydała ostatnio nową piosenkę, już po paru godzinach określaną jako spektakularną. Krążą memy, że ciekawe, jak wzrosły zarobki kwiaciarni od czasu, gdy tak ogromna ilość osób odnalazła się doskonale w tekście piosenki artystki. Albo, że ten rok już w styczniu zaczął należeć do silnych, charakternych kobiet rozliczających dosadnie swoich byłych partnerów. W końcu w tym samym czasie Shakira nagłośniła odkrycie zdrady u swojego równie słynnego eks. I to w jakim stylu (jeśli nie wiesz, o co chodzi - klik)


I mimo, że świat prywatnego życia, dram i sensacyjek sławnych osób jest mi dość daleki, to w jakiś miły sposób poczułam, że w końcu coś rzeczywiście łączy celebrytki z okładek z absolutnie zwykłymi Kowalskimi. Ale jeszcze bardziej - że obie panie zrobiły coś naprawdę potrzebnego i ważnego dla wielu takich skrzywdzonych Julek, Kasiek, Ań, ale też dla Krzyśków i Mateuszów. I niekoniecznie chodzi mi o jawne roztrząsanie brudów ze swoich relacji i udowadnianie czegoś komuś. 

Mam wrażenie, że na co dzień sporej ilości osób przychodzi bardzo trudno przyznanie “Hej, to ja jestem na pierwszym miejscu dla samego_samej siebie”. Ciężko jest przypisać sobie samemu najważniejszą rolę we własnym życiu i odbiorze rzeczywistości. Jeszcze trudniej jest nie mylić tego z pychą, zadufaniem i poczuciem wyższości. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Bycie pewnym siebie nie oznacza bycia bucem. Stawianie siebie jako najcenniejszej osoby w swoim własnym życiu nie oznacza egoizmu. Budowanie wokół siebie tarczy, której nikt nie jest w stanie ruszyć nie oznacza braku wrażliwości i serca z kamienia.

Pisałam już tutaj o odpieprzaniu się od samego siebie i byciu dla siebie samego comfort person. Dziś chcę to trochę rozszerzyć i mentalnie podziękować każdej Miley, która jasno wyjaśnia, czym ma być dla nas pewność siebie i jak jest istotna w relacjach. Bo przecież podstawową relacją, jaka w życiu stworzymy, jest ta z samym_samą sobą! I należy mówić o tym głośno, bez skrępowania. Żadnej innej więzi, związku, przyjaźnie nie zbudujemy na wartościowych fundamentach i ni eoprzemy o zdrowe wartości, nie umiejąc najpierw pokochać - siebie. Wybaczyć - sobie. Wesprzeć - siebie, Uszanować - siebie. Zaufać - sobie. Utulić, zatroszczyć się, nagrodzić i docenić - siebie, sobie i o sobie.

Nigdy nie leciałam samolotem (to jeden z moich wciąż niepokonanych lęków, chociaż chciałabym go przełamać). Ale jest dość powszechną wiedzą, że w przypadku nieoczekiwanych utrudnień podczas lotu, awaryjnego lądowania czy ogólnej paniki, najpierw ratuje się i zabezpiecza siebie, zanim zaczniemy ratować kogoś - łącznie z własnym dzieckiem. Analogicznie: w sytuacji zagrożenia życia gdziekolwiek ono nastąpi, chcąc przystąpić do pierwszej pomocy i ratowania kogoś, kto tego ratunku potrzebuje, mamy obowiązek zadbania najpierw o własne bezpieczeństwo. To takie najprostsze przykłady. Możemy zadbać o innych wtedy, gdy najpierw sami zadbamy o siebie. A czasem próbujemy bezmyślnie ocalić wszystko i wszystkich wokół. Naprawić coś, co jest nienaprawialne dopóki nie zaczniemy od punktu, w którym naprawę powinno się zacząć. 

Na podstawie swoich doświadczeń, ale też przemyśleń mogę stwierdzić, że usilnie chciałam być dla kogoś ważna. Nadal chcę. To zwykłe, podświadome dążenie człowieka. Każdy chce czuć i wiedzieć, że jest ważny, kochany, że się liczy, że ktoś inny się o ciebie martwi, wiąże z tobą plany, lubi spędzać z tobą czas i że w pokoju pełnym ludzi wybrałby ciebie. Jednak przyszedł taki moment, w którym zdałam sobie sprawę, że najistotniejszą osobą, dla której zawsze jestem, będę i powinnam być ważna jestem ja sama. To ze sobą spędzę całe życie i tylko tego można być stuprocentowo pewnym. Ludzie przychodzą i odchodzą - nawet ci, których było się tak samo pewnym i dla których i z którymi zrobiłoby się wszystko, byle to życie spędzać razem. Powiązując szczęście i poczucie bycia ważnym tylko z nimi trzeba być świadomie gotowym na to, że ktoś może - nie musi - odejść. I samemu zawsze mieć gdzieś z tyłu głowy spakowaną walizkę i wykupiony bilet. Tak w razie czego.

Sama od siebie nie odejdę nigdy, choćbym była bardzo daleko. Mam świadomość, jak wartościowa jestem. Wiem najlepiej, co potrafię z siebie dać i jaka jestem. Postanowiłam więc te dobre rzeczy i emocje dawać sobie sama. Nie oczekując, że ktoś inny mi to zapewni. Czy tak jest dobrze? Nie wiem. Ale na pewno daje mi poczucie, że zawsze mam siebie, cokolwiek by się nie wydarzyło. Zawsze mogę polegać na sobie. Zawsze sobie poradzę. Zawsze siebie docenię w taki sposób, w jaki może inni nie potrafią. Zawsze jestem dla siebie wyrozumiała. Zawsze staram się najlepiej jak umiem, a przecież wiem, jak umiem. Zawsze będę traktować się z takim szacunkiem, jakiego mogłabym oczekiwać w traktowaniu mnie przez innych. Ale też sama siebie upomnę i wyjaśnię ze sobą wszystkie wątpliwości, kiedy zajdzie taka potrzeba. Podsumowując - daje sobie wszystko co najlepsze, co w relacjach z innymi ludźmi nie zawsze wychodzi.

Takie podejście nie może zastąpić obecności drugiej osoby. Ale może pomóc w tym, że jej nie ma. Ostatecznie, jest odebraniem innym ludziom prawa do krzywdzenia czy traktowania mnie źle - bo nikt nie może przecież zranić mnie aż tak, odkąd to ja jestem dla siebie na pierwszym miejscu. Nikt nie jest w stanie powiedzieć ani zrobić nic, co jest w stanie mnie poruszyć bardziej, niż to, co sama sobie powiem. To więc też pewien mechanizm samoobronny. Bywają w życiu człowieka takie zdarzenia, które automatycznie sprawiają, że nie da się ich zranić, złamać i zniszczyć już bardziej. Nie da się zepsuć czegoś, co już jest zepsute. Można więc być tylko silniejszym. I kupić sobie kwiaty. Całe morze kwiatów.  Zabrać samą_samego siebie na randkę, wycieczkę czy imprezę. Rozmawiać z sobą długimi godzinami i rozumieć doskonale słowa i emocje. Kochać swoje towarzystwo, zamiast odczuwania silnej samotności i nudy gdy jest się samemu. I w końcu z samym sobą trzymać największą sztamę. Kochać się lepiej, niż ktokolwiek inny potrafi.


Kup sobie kwiaty. Czekoladki. Kawę na mieście, chociaż raz. Zamów lub zrób pyszną kolację. Nie musisz czekać, aż ktoś o Ciebie zadba. Możesz to zrobić sam_sama.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Comfort person

Nie da się żyć i nikogo tym nie krzywdzić. Nasze życie skazane jest na pozostawianie śladu w życiach innych istot żywych, współdzielących z nami egzystencję. A może po prostu na tym ono polega? Mamy wpływ, bardziej lub mniej, na innych ludzi i towarzyszące nam zwierzęta oraz naturę. Ta ostatnia będzie o nas pamiętała jeszcze długo, długo po naszym odejściu. Naszym wyborem jest, jaki ten wpływ będzie konkretnie. Tylko dlaczego zdarza nam się zapomnieć o tym, jaki wpływ mamy na siebie ? Jest bardzo prawdopodobne, że spotkamy w życiu choć raz na swojej drodze kogoś, kto coś dzięki nam zrozumiał, a bez naszego spojrzenia nie odbierał by tego w dany sposób. Kogoś, kto się nami zainspiruje by zrobić coś innego, może nawet obiektywnie dobrego, nie tylko dla siebie. By zmienić coś w życiu, podjąć jakieś działanie, któremu wcześniej brak było wsparcia, motywacji. Wreszcie też kogoś, z kim wzajemnie będziemy dla siebie ważni i będziemy cieszyć się, że mamy się w swojej orbicie. Zawsze też znajdz...

Dorośli wiedzą wszystko o wszystkim?

  Kiedy byłam dzieckiem czy później, jako nastolatka, byłam święcie przekonana że mając dwadzieścia lat jest się już “pełnoprawnym”, ogarniętym, uporządkowanym dorosłym. Że osoba po dwudziestce, przed trzydziestką prowadzi już życie takie, jakie będzie wiodła przez prawdopodobnie resztę swojego życia. Ma pracę, w którą będzie zajmowała się zawsze. Pasje, których jest już pewna. Przyjaciół, znajomych, którzy też już w tym życiu będą towarzyszyć do końca dni. Męża, żonę, psa, samochód, ewentualne dzieci, dom i kredyt - przecież w tym momencie życia już to wszystko się ma jako pewnik. Wie się, czego się chce a czego się nie chce. Jest się gotowym materiałem . I że im starsi, z kolejnymi latami w metryce przychodzi też nam sama z siebie większa życiowa wiedza. Dorośli przecież wiedzą wszystko. O wszystkim . Jeśli jesteś w podobnym przedziale wiekowym i czytając tamte zdania się uśmiechn*ł*ś pod nosem - prawdopodobnie przeszliśmy to samo. To samo rozczarowanie. Zdumienie. Niewyjaśnienie...

Pomiędzy

Bardzo długo i wielokrotnie zbierałam się do rozpoczęcia bloga. Przegapiłam na pewno ich złoty okres, nie zostałam “znaną blogerką” w momencie, w którym obecnie wciąż czytani blogerzy się nimi stawali. Teraz jest to chyba najsłabsze ogniwo internetu, bo poza obszarem specjalistycznym czy typowo copy, jak wiele osób regularnie czytuje blogi? I co jeszcze bardziej zastanawiające - kto dopiero zaczyna je pisać w końcówce 2022 roku? Jesteśmy przecież bombardowani fastfoodami serwowanymi przez Instagram i Tik Toka, żyjemy w czasach coraz bardziej przejmowanym przez pokolenie “Z”. I nie uważam tego za nic złego. To naturalna kolej rzeczy. Sama pisząc to mam 26 lat. Dużo? Mało? Pomiędzy . Pomimo, że kocham całym sercem przełom lat 90./2000., w których dorastałam i czuję do nich duże przywiązanie, sentyment - to czuję też, że żyję gdzieś po środku. Na swój sposób, nie zawsze idealnie, ale odnajduję się w świecie osób starszych ode mnie, jak i właśnie tych coraz to młodszych generacji. Zdarza s...