Miley Cyrus wydała ostatnio nową piosenkę , już po paru godzinach określaną jako spektakularną. Krążą memy, że ciekawe, jak wzrosły zarobki kwiaciarni od czasu, gdy tak ogromna ilość osób odnalazła się doskonale w tekście piosenki artystki. Albo, że ten rok już w styczniu zaczął należeć do silnych, charakternych kobiet rozliczających dosadnie swoich byłych partnerów. W końcu w tym samym czasie Shakira nagłośniła odkrycie zdrady u swojego równie słynnego eks. I to w jakim stylu (jeśli nie wiesz, o co chodzi - klik ) I mimo, że świat prywatnego życia, dram i sensacyjek sławnych osób jest mi dość daleki, to w jakiś miły sposób poczułam, że w końcu coś rzeczywiście łączy celebrytki z okładek z absolutnie zwykłymi Kowalskimi. Ale jeszcze bardziej - że obie panie zrobiły coś naprawdę potrzebnego i ważnego dla wielu takich skrzywdzonych Julek, Kasiek, Ań, ale też dla Krzyśków i Mateuszów. I niekoniecznie chodzi mi o jawne roztrząsanie brudów ze swoich relacji i udowadnianie czegoś komuś...
Kiedy byłam dzieckiem czy później, jako nastolatka, byłam święcie przekonana że mając dwadzieścia lat jest się już “pełnoprawnym”, ogarniętym, uporządkowanym dorosłym. Że osoba po dwudziestce, przed trzydziestką prowadzi już życie takie, jakie będzie wiodła przez prawdopodobnie resztę swojego życia. Ma pracę, w którą będzie zajmowała się zawsze. Pasje, których jest już pewna. Przyjaciół, znajomych, którzy też już w tym życiu będą towarzyszyć do końca dni. Męża, żonę, psa, samochód, ewentualne dzieci, dom i kredyt - przecież w tym momencie życia już to wszystko się ma jako pewnik. Wie się, czego się chce a czego się nie chce. Jest się gotowym materiałem . I że im starsi, z kolejnymi latami w metryce przychodzi też nam sama z siebie większa życiowa wiedza. Dorośli przecież wiedzą wszystko. O wszystkim . Jeśli jesteś w podobnym przedziale wiekowym i czytając tamte zdania się uśmiechn*ł*ś pod nosem - prawdopodobnie przeszliśmy to samo. To samo rozczarowanie. Zdumienie. Niewyjaśnienie...